środa, 19 grudnia 2018

„Mały Książę” – wzruszająca opowieść o przyjaźni i ludzkich wartościach + apel do dorosłych


Autor: Antoine de Saint-Exupery

Liczba stron: ok.90 + obrazki

Rok wydania: 1945r

Typ książki: powieść poetycka

Przedział wiekowy: Trudno określić ( lepiej w starszym wieku)





Dzień dobry moi kochani! Cieszę się, że jeszcze zostało Was kilku, którzy czytacie te moje wypociny ;). Nawet, gdyby było 0 wyświetleń, to bym i tak pisała, bo bardzo to lubię. Ale chciałam, żebyście wiedzieli, że to doceniam <3.

Ostatnio miałam ochotę na coś niezbyt długiego, ale „poruszającego serce”. Wprawdzie „Małego Księcia” czytałam w gimnazjum, jednak sądzę, że warto go odświeżać co jakiś czas. Tym bardziej, że i tak dla mnie większość młodych ludzi tego nie zrozumie i nie doceni. Im się jest starszym tym lepiej, chociaż ta książka pokazuje, że niestety dorośli wiele nie rozumieją i żyją w swoim świecie. Także niech każdy znajdzie odpowiedni dla siebie czas na poświęcenie uwagi tej cudownej bajce dla „zaawansowanych mentalnie” ;). Wprawdzie nie ma czegoś takiego, ale myślę, że zrozumiecie (a przynajmniej większość z Was) o co mi chodzi  :D. To lecimy!



Fabuła w skróciku:



Głównymi bohaterami są pilot i Mały Książe. Ten pierwszy na skutek awaryjnego lądowania jest zmuszony do spędzenia wielu dni na pustyni, gdzie naprawia swój samolot. Spotyka on tam niezwykłego chłopca ( Małego Księcia), który opowiada mu swoją historię. Chyba nic więcej nie mogę tu dodać, cała reszta byłaby najzwyklejszym spojlerem J.



Część właściwa recenzji…



Zapewne większość z Was czytała kiedyś „Małego Księcia”, ale z perspektywy czasu widzę, że gimnazjum jest chyba zbyt wczesnym okresem na książkę tego kalibru ;). Na pierwszy rzut oka (tego czytelniczego) wydaje się zwykłą bajką, ale jej głęboki przekaz i mądre metafory sprawiają, że małe dziecko nie zrozumie jej w pełni. Dla mnie, geniusz autora polega na tym, że potrafił w jednej książce poruszyć tematy ważne dla każdego. Sprawia to, że czytelnik w zależności od wieku odkrywa po kolei odpowiednie warstwy. Im jest starszy, tym dostrzega w „Małym Księciu” inną prawdę. To trochę tak jak z nurkiem. Im głębiej się zanurza, tym bardziej zmienia się to co widzi ( mimo, że na pewnej głębokości już nie widzi nic ;) ).

Książka bardzo chwyta za serce. Przyznam się, że jak ostatnio ją czytałam, na samym końcu łezki po policzkach popłynęły. Prostota języka i głębia przekazu to coś, czego potrzebuje współczesne młode pokolenie. Słyszałam już opinie, że to głupia książka dla małych dzieci, ale tego typu komentarze wskazują bardziej na niedojrzałość nadawców tych słów  ;). Oczywiście na każdego musi przyjść czas, ale nazywanie jakiejkolwiek książki głupią, jest ciosem poniżej pasa. Polecam napisać jakąś samemu, a dopiero później cokolwiek się na ten temat wypowiadać.

Jeśli spojrzeć bliżej na fabułę, to cała ta historia wydaje się trochę urwana z choinki 
( tak w klimacie świąt :D ), ale właśnie ta dziwność nadaje „Małemu Księciu” niepowtarzalnego klimatu. Z jednej strony ona, a z drugiej świadomość, że ta historia bezpośrednio dotyka problemów współczesnego świata. Może to dziecinne, ale gdzieś w głębi wierzę, że kiedyś spotkamy się z Małym Księciem. On odszedł, by zobaczyć się ze swoją ukochaną przyjaciółką, ale gdyby się tak bardziej zastanowić to przecież każdy z nas w głębi serca tęskni za swoją „różą” (po przeczytaniu będziecie wiedzieli o co mi chodzi) i nie może się doczekać spotkania z nią po drugiej stronie…



Apel do dorosłych!



 „Dorośli są bardzo dziwni…” – to jedno z najczęściej wypowiadanych przez Małego Księcia zdań. Ostatnio dużo o tym rozmyślałam. I zaczęła we mnie wzrastać frustracja, bardzo możliwe, że nieuzasadniona. Coraz mocniej uświadamiam sobie jak bardzo dorosłość zależy od dzieciństwa. Bo to przecież właśnie dorośli kształtują maluchy i oni powinni utwierdzać swoje pociechy w tym, że są wiele warte, kochane, mądre, wartościowe. Stanowi to fundament dorosłego życia. Dla mnie od zawsze było oczywiste, że „tak powinno być”, bo ja miałam to szczęście dorastania wśród cudownych ludzi w poczuciu godności i miłości ( nawiasem mówiąc ściskam moich kochanych rodziców). Ale nie wszyscy mieli takiego farta. 
Czasami ( tak a propos tej frustracji, o której mówiłam) zastanawiam się nad niesprawiedliwością i beznadzieją tego świata. Często mam wrażenie (poprawcie mnie, jeśli się mylę), że wielu (nie wszyscy !) dorosłych traktuje młodszego jak kogoś , kto nie ma nic do powiedzenia. Nazywanie nas (przepraszam za określenie) gówniarzami , a bardzo często się to słyszy, pokazuje Wasz brak szacunku kochani dorośli ( i znowu podkreślam, że tylko część z Was)  i chyba nie tylko ja sądzę, że jest to bynajmniej śmieszne!  To tak jakby Ci „po 30” nie popełniali głupot, jakby tylko oni naprawdę znali życie i mogli się cokolwiek o nim wypowiadać. Z jednej strony mówi się, że jesteśmy pokoleniem przyszłości, że powinno się nam dawać głos, a z drugiej strony bardzo często się zdarza, że nie jesteśmy słuchani tylko dlatego, że „nie znamy życia”. Może żyjemy krócej na tym świecie, ale jakby nie patrzeć, my też mamy wiele do zaoferowania. Nie chodzi mi o to, że my ( młodzi) mamy decydować o wszystkim, ale sądzę, że nasze zdanie też powinno być brane pod uwagę. Nie kwestionuję tutaj tego, że faktycznie nasze doświadczenie jest mniejsze i o wielu sprawach nie mamy pojęcia. Bardziej myślę tu o kwestii uzupełniania się pokoleń. Wy nie jesteście świadomi pewnych „przydatnych rzeczy”, które my wiemy, i na odwrót. 
Poza tym sądzę, że dzieciom naprawdę nie są potrzebne nowe Nike czy kolejna gra na PS4 ( pewnie duża część się ze mną nie zgodzi, ale zaryzykuję ), ale Wasza uwaga. Oczywiście to całe poświęcenie jest kochane i cudowne,bo wszystko to robicie właśnie dla swoich dzieci. Ale czasami zapominacie, że dla nas ważniejszym jest spędzić więcej czasu razem, pogadać, pośmiać się wspólnie, niż dostać zbędne „poprawiacze życia”. Dlatego zachęcam – trochu mniej pracy i trochu więcej czasu z dziećmi ;).

 Kiedyś rozmawiałam z moją dobrą znajomą i usłyszałam od niej historię pewnych ludzi (młodych), których życie było zrujnowane właśnie przez tych dorosłych, którzy pozjadali wszystkie rozumy i zapominając o potrzebach swoich dzieci mówiły: „wiem, co robię”, „nie znasz życia, więc nie masz prawa nie zgadzać się z moimi decyzjami”. I chciałabym tylko powiedzieć, że nie najeżdżam tu chamsko na wszystkich dorosłych tylko zwracam się do Was, nasi kochani rodzice, dziadkowie, my też jesteśmy ludźmi i myślę, że i my Was możemy wielu rzeczy nauczyć.
Jakby to było cudownie, gdybyście Wy nam przekazywali swoje doświadczenia, pełne wsparcie i szacunek, a my moglibyśmy dzielić się z Wami naszą radością życia i „świeżym” podejściem do rzeczywistości. Mam nadzieję, że może tym swoim laniem wody kogokolwiek przekonam do szacunku i otwarcia na innych. Moi kochani, proszę, słuchajmy się i kochajmy, bo w tym brutalnym świecie za dużo już jest nienawiści i cierpienia, żebyśmy dokładali sobie nawzajem. Tylko ta jedna prośba, tak na święta…





Na koniec…



Uff… to było ciężkie, ale chyba warte wysiłku. Wracając do książki, sądzę, że naprawdę każdy powinien ją przeczytać nie raz, ale kilka razy w swoim życiu. „Mały Książę” zmienia punkt widzenia i pozwala patrzeć pod trochę „innym kątem”. A ze względu na to, że Święta tuż, tuż, to życzę wszystkim błogosławionego czasu, pełnego szacunku do siebie nawzajem, miłości, a także odpoczynku i dobrze spędzonych chwil z najbliższymi. Przesyłam świąteczne buziaki wszystkim czytelnikom i mam nadzieję, że nikt nie odebrał moich słów jako atak J. Ho ho ho!











Moja ocena: 9/10







Olcia